Wyszedł. Nie wiedziałam, czy
mnie nie usłyszał, czy nie chciał słyszeć, ale poszedł do
kuchni, zostawiając mnie z tymi cholernymi wyrzutami sumienia.
Zbierało mi się na okropny wybuch płaczu, ale tak bardzo nie
chciałam do niego dopuścić. Nienawidziłam tego, a najgorsza myśl,
jaka przeszła mi teraz przez głowę, była taka, że kiedyś
wyrzuty sumienia były u mnie rzadkością. Nie lubiłam siebie w
takich momentach. Mała, słaba, płaczliwa dziewczynka – tak
bowiem kojarzyły mi się łzy, wyrzuty sumienia i przyznawanie się
do błędów. Przecież okazywanie skruchy i łzy ujawniały emocje,
których nikt nie powinien oglądać. Oznaczały słabość,
beznadziejną słabość.
– Przecież jestem silną
kobietą – wyszeptałam tak cicho, że sama ledwo słyszałam to,
co mówię, chociaż w pokoju panowała bezwzględna i przytłaczająca
cisza.
Czułam wściekłość, ale nie
byłam pewna, czy jestem zła na siebie, czy na Patryka. To on
wpędził mnie bowiem w te okropne wyrzuty sumienia. Pierwsza, pełna
wściekłości łza stoczyła się bezlitośnie po moim policzku w
stronę ust. Kolejna myśl, która mi zaświtała, była chyba
jeszcze gorsza. Zdałam sobie sprawę, że Patryk ma rację.
Zachowałam się jak bezduszna egoistka. Chodziło mi tylko o to,
żeby Patryk odpuścił, żeby mi darował. Tak bardzo zależało mi
na tym, żeby nic mnie nie bolało, że zapomniałam o tym wszystkim,
co stało się na posterunku.
Wspomnienie tej beznadziejnej
nocy spowodowało uwolnienie kolejnych łez. Przed oczami stanęła
mi Dominika. Walczyłam sama ze sobą, żeby już nie płakać, ale
łzy wygrały. Nie chciałam pokazywać się Patrykowi z zapłakaną
twarzą, ale nie umiałam poradzić sobie z własnymi łzami. Oczy
wyobraźni pokazały mi ukochaną przyjaciółkę w samochodzie
Kamila.
Płaczącą i zakrywającą
twarz. Wzięłam głęboki wdech i czułam, że zaczynam się trząść.
Usiadłam na łóżku. Łzy spływały po policzkach, a później po
brodzie i kapały na dłonie złożone na udach. Naraziłam ją na
wściekłość Kamila, a może nawet na wściekłość ojca, bo co,
jeśli Kamil ją wsypał?
Mój płacz zamienił się
prawie w histerię i przestałam się już powstrzymywać. Dominika
przesiedziała przeze mnie pół nocy na komisariacie. W strachu,
ogromnym strachu, bo przecież ona nigdy wcześniej tego nie
doświadczyła. Wszystko przeze mnie. Gdyby nie Patryk, miałaby
poważne problemy sądowe, ja też, ale ona przecież nic nie
zrobiła.
Uspokoiłam się trochę i z
trudem przełknęłam ślinę. Czułam się tragicznie. Okazałam się
beznadziejną przyjaciółką i tylko ta myśl odbijała się echem w
mojej głowie. Miałam ochotę do niej zadzwonić, ale mój telefon
prawdopodobnie był w kuchni, a tam nie byłam jeszcze gotowa iść.
W końcu zdołałam się trochę
uspokoić, a łzy przestały płynąć, ale dobijające myśli nadal
grzmiały w głowie. Położyłam się na łóżku, na którym
siedziałam. Cały czas próbowałam uspokoić oddech, ale to było
niesamowicie trudne, bo już dawno nie przeżyłam takiej histerii.
Kiedy chciałam położyć ręce nad głową, lewą dłonią
zahaczyłam o pas. Od razu odsunęłam rękę i podniosłam się
gwałtownie. Siedziałam nieruchomo, patrząc na pasek. Wtedy dotarło
do mnie to, że mężczyzna, który mnie kocha, zawiódł się na
mnie. Co gorsza, zraniłam kogoś, kogo ja kochałam. Złamałam dane
mu słowo i mogłam wpakować go w kłopoty, bo przecież ratując
moją skórę, mógł się poważnie narazić. Zrobił dla mnie tak
dużo. Wtedy byłam pewna, że on ma rację, a to, że chciał mnie
ukarać… No cóż, musiałam to przyznać, że zasłużyłam.
Pierwszy raz czułam, że zasłużyłam. Łzy nie płynęły, ale
wyrzuty sumienia i pretensje do siebie mieszały się ze sobą i
wybuchały co chwilę.
Moja dłoń lekko drżała,
kiedy sięgnęłam po pas. Patrzyłam na niego przez chwilę i
powtarzałam sobie w myślach, że teraz dostanę to, na co
zasłużyłam. Podniosłam się z łóżka i, ocierając łzy z oczu,
poszłam do kuchni. Nie dało się ukryć tego, że płakałam.
Podejrzewałam też, że Patryk słyszał moje szlochanie. Stanęłam
w drzwiach do kuchni, pasek trzymałam w lewej ręce. Mój ukochany
stał przy oknie, odwrócony plecami. Wbiłam wzrok w podłogę i
wzięłam kilka bardzo głębokich wdechów, żeby zapanować nad
łzami, które znowu cisnęły mi się do oczu. To, że musiałam
patrzeć na Patryka, który był wyraźnie zawiedziony i smutny, było
już dla mnie wystarczającą karą. Poza tym byłam zwyczajnie
przerażona tym, co mnie czekało. Będzie bolało, nawet bardzo. W
końcu zebrałam się w sobie.
– Przepraszam – powiedziałam
lekko zachrypniętym, cichym i skruszonym głosem.
Odwrócił się na dźwięk
mojego głosu.
– Coś jeszcze? – zapytał,
idąc w moją stronę powolnym krokiem. Ton jego głosu był
normalny, bez złości i emocji. Mój wzrok nadal był utkwiony w
podłodze, więc jego dłoń delikatnie uniosła moją brodę do
góry; popatrzył na mnie łaskawie i troskliwie.
– Ja już nie będę… –
zatrzymałam się po to, żeby wziąć kolejny głęboki oddech –
nie będę palić, nie będę wciągać, nie będę kłamać. Mówiłam
szczerze, chciałam pokazać mu, jak bardzo mi zależy na tym, żeby
być grzeczną właśnie dla niego. – Ja... ja będę ... chcę już
być grzeczna – te słowa spowodowały, że moje oczy nie dały
rady utrzymać łez i znowu mimowolnie się rozpłakałam.
Patryk uśmiechnął się i
odszedł w stronę stołu, zbierając z niego talerze i kubki po
naszym niedojedzonym śniadaniu. Stałam nieruchomo w miejscu i
walczyłam ze łzami. Więcej miało ich nie popłynąć, ale nie
mogłam sobie z tym poradzić.
– Przytul mnie, proszę –
szepnęłam.
– Przytulę cię, oczywiście,
że tak. – Odłożył wszystko, co miał w rękach do zlewu, wziął
ode mnie pasek, odłożył go na blat, a później przytulił mnie, a
ja wtuliłam się w jego klatkę i kolejnych kilka łez spłynęło
mimowolnie po policzkach. W jego ramionach czułam się bezpieczna i
spokojna. Trwaliśmy tak chwilę, gdy błogi spokój zburzyły jego
słowa:
– Ale wiesz, że ja muszę to
zrobić i z przykrością informuję, że będzie bolało
niemiłosiernie, bo, choć mi ciebie szkoda już teraz i będzie
bardziej szkoda po każdym pasie, to nie zamierzam się litować –
nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam oczy. Patryk odsunął się
ode mnie i dodał: – Nie ma sensu tego przedłużać. – Położył
mi rękę w pasie i zaprowadził do pokoju.
Mimo ogromnego strachu, który
mi towarzyszył, milczałam. Kiedy doszliśmy do pokoju, zdjął
zabrał rękę z mojej talii i podszedł z pasem do łóżka.
– Prosiłbym cię, byś nie
zmieniała pozycji, bo tylko niepotrzebnie to przedłużysz –
powiedział. – Połóż się. Oczyma wyobraźni widzę, że masz
stringi, więc darujemy sobie rozbieranie tak skąpej odzieży.
Wiedziałam, że zasłużyłam,
więc opór był tym bardziej zbędny. Grzecznie zrobiłam, o co
prosił. Ułożył mi poduszki na środku łóżka, żebym mogła się
na nich odpowiednio ułożyć. Nie śpieszyłam się za bardzo, ale
on nie ponaglał mnie. Jego spokój działał na mnie uspokajająco,
ale nijak miał się do mojego strachu. Świadomość zbliżającego
się nieubłaganie bólu była straszna, ale nie protestowałam.
Nie mylił się. Pod jego białą
bluzą z długimi rękawami miałam tylko fioletowy, koronkowy stanik
i stringi w tym samym kolorze. Kiedy ułożyłam się na poduszkach,
a on delikatnie poprawił moją pupę i uniósł bluzkę, kładąc
jej brzeg na plecach, strach narastał. Zwinęłam więc dłonie w
piąstki i bardzo mocno zacisnęłam powieki. Nie widziałam, co
robi, czekałam więc w ciemnościach na pierwsze uderzenie.
Usłyszałam świst przecinanego powietrza i poczułam, jak skóra
paska skleja się ze skórą moich pośladków.
Uderzenie było mocne, ale
robiłam wszystko, żeby się nie ruszać. Patryk się nie śpieszył,
za to z ogromną dokładnością wymierzał kolejne, miarowe
uderzenia. Nie liczyłam, on też nie kazał mi tego robić. Po kilku
uderzeniach zaczęłam piszczeć, ale nie wpłynęło to na Patryka w
żaden sposób, więc uderzenia nie zelżały. Po kolejnym mocnym
uderzeniu krzyknęłam, a łzy spłynęły po policzkach.
Nienawidziłam siebie za to, co zrobiłam i powtarzałam sobie w
myślach, że mi się należało. Spojrzałam błagalnie na mojego
mężczyznę, ale pasy nieprzejednanie wciąż spadały na moją
pupę, a ja nie panowałam już nad łzami i krzykami. Patryk był
nieugięty, ale na jego twarzy malował się smutek. Ten widok zmusił
mnie do zniesienia kolejnych pasów w spokoju i pokorze. Walczyłam
sama ze sobą. Z jednej strony nie chciałam go znowu zawieść, więc
nie chciałam zmienić pozycji, a z drugiej strony ból rozrywał mi
pośladki i ciężko mi było utrzymać dłonie z daleka od pupy. Z
każdym uderzeniem płakałam bardziej, a każdy następny krzyk był
dłuższy i głośniejszy. W końcu zaczęłam błagać, żeby
przestał, ciągle powtarzałam, że ja już nie wytrzymam, że
przepraszam. Bił jednak dalej. Wiedziałam, że ta kara będzie
gorsza od poprzedniej, jaka mnie spotkała, ale panowanie nad sobą
odeszło w zapomnienie i moje dłonie powędrowały na pośladki,
zakrywając je przed kolejnym uderzeniem. Twarz wtuliłam w łóżko
i płacząc, powtarzałam, żeby przestał. Nie poprawiał mojej
pozycji, nie mówił nic. Chwilę tak leżałam i płakałam, a moje
dłonie machinalnie rozcierały pośladki.
– Majka, wstań, proszę –
powiedział bardzo spokojnie i odłożył pas na łóżko.
Narodziła się nadzieja, że to
koniec. Podniosłam się bez słowa, tak jak prosił, chociaż nie
było łatwo. Pośladki piekły, szczypały. Były bardzo spuchnięte,
nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jaki miały kolor. Moje dłonie
znowu powędrowały na bardzo mocno obitą pupę i zapłakana
stanęłam przed Patrykiem.
Powyższe opowiadanie to tylko
fragment większej całości. Seria „PDS” liczy sobie kilkanaście
części, a każda z nich ma około stu stron. Jeśli ktoś miałby
ochotę zapoznać się z innymi fragmentami lub zakupić, którąś z
części, to wszystkie informacje znajdzie pod tym linkiem:
„Przepustka dla szczęścia”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz