Bolało. Miałam ochotę
krzyczeć, ale jeszcze bardziej miałam ochotę uderzyć go w twarz
tak, żeby odbić mu całą dłoń. Problem jednak leżał w tym, że
nie mogłam się podnieść. Jego silna dłoń spoczywała na moich
plecach i przyciskała mnie do maski, skutecznie unieruchamiając.
Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Przecież powinien mi współczuć,
pocieszać, spełnić każde moje życzenie. Musiałam się jakoś
bronić. Nie miałam jak go uderzyć czy odepchnąć, więc zaczęłam
na niego krzyczeć:
– Ktoś zamyka mnie w
samochodzie, robi mi krzywdę, a ty mnie bijesz? Debilu! Zostaw mnie
w spokoju, to boli, rozumiesz?! – Byłam pewna, że to niemożliwe,
żeby się domyślił. Kolejny mocny pas opadł na moją porządnie
obitą już pupę.
– Sama się zamknęłaś. I
jesteś skończoną idiotką. Jeśli bym nie przyjechał, to byś się
tam udusiła.
Kolejny raz. Odczułam ból,
jednak trochę lżejszy niż kilka pierwszych pasów. Spanikowałam;
to przecież było niemożliwe, żeby się domyślił, bo niby jak?
Próbowałam grać dalej; kolejne razy sypały się na moją już
bardzo piekącą pupę.
– Co ty pieprzysz?! – Głos
łamał mi się mimo woli. Nie byłam już taka pewna genialności
mojego planu, nie poddawałam się jednak. – Po co miałabym to
zrobić? Przestań, kurwa, bo to boli! Ała! – Każde przekleństwo
powodowało mocniejsze uderzenie.
– Ślady na piasku są tylko
moje i twoje. Ślady opon należą tylko do twojego samochodu.
Mój wspaniały plan zakończył
się fiaskiem. Przez myśl przeszło mi nawet, że mogłabym go
przeprosić, ale bardzo szybko wyrzuciłam to z głowy. Kolejny pas
spowodował, że pragnęłam tylko żeby przestał mnie już bić.
– Przestań, to boli! – To
nie była prośba, raczej rozkaz. Zaliczyłam jeszcze cztery mocne
uderzenia. W końcu jednak przestał. Byłam zła, czułam się
poniżona. Miałam zamiar go uderzyć, ale złapał mnie za
nadgarstek i poprowadził do tylnych drzwi. Otworzył je i wepchnął
mnie do środka. Wściekłość jeszcze bardziej we mnie wezbrała.
Kiedy tylko wsiadł do samochodu, zajmując miejsce kierowcy,
zaczęłam na niego wrzeszczeć:
– Co ty sobie wyobrażasz, co?
Niby kim ty jesteś, że możesz mnie tak traktować, co? Jesteś
nikim! Mój ojciec cię za to rozpierdoli, idioto! – Nie
przemyślałam tego, ból pośladków, złość i frustracja
spowodowana wstydem krzyczały zamiast mnie.
– Miałem rację, na taką jak
ty nawet pasek nic nie zaradzi. A kim jest twój tatulek, królem czy
panem Bogiem? – Odpalił samochód. Był spokojny, niewzruszony
moim krzykiem i emocjami, a jego uszczypliwa odpowiedź zadziałała
na mnie jak płachta na rozjuszonego byka.
– Kimś ważniejszym niż taki
frajer jak ty! Nie przepuszczę ci tego! Spierdalaj z tego samochodu,
co ty sobie, kurwa, wyobrażasz, co? – Czułam, że od tego krzyku
zaczyna boleć mnie gardło, ale chciałam zrobić mu przykrość,
poniżyć go.
– Mniej niż ty. A teraz
zamknij się, bo wrócisz na maskę. Pojedziemy do tego twojego
tatusia, zobaczymy, co o tym myśli.
Teraz do mnie dotarło, że
gdyby ojciec się dowiedział, co nawyczyniałam, to byłby
największy obciach w moim życiu. Taka sytuacja przebiłaby nawet
wpakowanie się samochodem do rowu.
– Chyba żartujesz – trochę
się uspokoiłam, ale nadal pozostałam w bojowym nastroju; nie
chciałam dać mu satysfakcji. – Chyba cię, kurwa, naprawdę
pojebało. – Rzucił mi karcące spojrzenie i powiedział:
– Skończ przeklinać.
Jedziemy i bez dyskusji. Jechał wolno po plaży. Nie było mowy o
tym, że to jego będzie na wierzchu. Moja duma na to nie pozwalała.
Mimo piekącego bólu, musiałam go sprowokować.
– Bo co? Przylejesz mi?
– Tak – odwrócił się z
cynicznym uśmiechem.
– Jebany frajer –
powiedziałam jakby do siebie, ale tak żeby usłyszał. Włączył
radio tak głośno, jak tylko się dało.
– Głośniej, bo nie słyszę!
– krzyknął, nadal z tym samym cynicznym uśmieszkiem.
Wychyliłam się do przodu i
wyłączyłam radio jednym przyciskiem. Zbliżyłam się do jego ucha
i powiedziałam bardzo głośno i wyraźnie, na wypadek gdyby
stwierdził, że nie słyszy.
– Powiedziałam, że jesteś
jebanym frajerem!
Usiadłam obrażona na tylnym
siedzeniu, zadowolona, że to moje słowo padło jako ostatnie. Jego
ręka powędrowała do małego, otwartego schowka pod radiem i wyjęła
dużą, białą wizytówkę. Należała do ojca; nigdy nie zapisałam
jego numeru, więc w razie W musiałam mieć przy sobie jego
wizytówkę. Oprócz ładnych, ciemnych literek z nazwiskiem,
telefonem i adresem były też moje, trochę większe i niezbyt
staranne czerwone kulfony oznajmiające: ojciec-frajer.
– Tam jedziemy, kochanie? –
zapytał i pokazał mi wizytówkę, obnażając swoje białe zęby w
triumfalnym uśmiechu. Znowu wezbrała we mnie niepohamowana
wściekłość.
– Nawet się, kurwa, nie waż!
Zatrzymaj ten pierdolony samochód, rozumiesz? Zatrzymaj się, kurwa!
– Krzyczałam, jednocześnie próbując odebrać mu wizytówkę.
Zrobił coś, co mnie zadziwiło:
zaczął zwalniać. Ostatecznie zatrzymał auto przy placu, gdzie w
czasie lata jest mnóstwo ludzi. Na całe szczęście teraz nie było
tam nikogo. Wysiadł i wyciągnął mnie za nadgarstek. Postawił
mnie twarzą do siebie i z groźną miną powiedział:
– Rozumiem, że dostałaś za
mało.
Wystraszył mnie; odruchowo się
cofnęłam. Koszmarnie doskwierał mi ból pośladków, a nie
chciałam żeby bolały jeszcze bardziej.
– Nie, przestań, proszę!
Ja... – zawahałam się. – No, przestań!
– Będziesz grzeczna? –
zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Zależy, co to znaczy… –
Ledwie wypowiedziałam te słowa, zarobiłam siarczystego klapsa w
prawy pośladek. Zbulwersowałam się; jakim prawem w ogóle mnie
dotykał?!
– Nie dotykaj mnie,
rozumiesz?! – wydarłam się rozwścieczona.
Nie zrobiło to na nim wrażenia.
Zamachnął się znowu i uderzył, mówiąc:
– Pytałem, czy będziesz
grzeczna? – Był spokojny, ale nieustępliwy.
Podniosłam dłoń i próbowałam
uderzyć go w twarz. Zrujnował mój plan, łapiąc mnie za rękę,
obrócił tyłem do siebie i wlepił mi dwa klapsy, tym razem w lewy
pośladek. Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku.
– Spierdalaj!
Ból spowodowany tymi
pojedynczymi uderzeniami na moją obitą pupę spowodował, że
poczułam łzy w oczach. To było dla mnie chyba najbardziej
zadziwiające; nigdy wcześniej nie płakałam z bólu, chyba że
jako dziecko. Na te słowa odsunął się o krok do tyłu i zaczął
wyjmować pasek ze spodni. Ogarnęła mnie panika; wiedziałam, że
nie zniosę więcej bólu. Cała ta scena mogła zakończyć się
tylko katastrofalnym płaczem, a ja przecież od lat przy nikim nie
płakałam. Na pewno nie przy żadnym facecie. Nie chciałam znowu
czuć bólu, więc skapitulowałam.
– Nie, proszę, nie rób tego
– zaczęłam panicznie odsuwać się do tyłu, ale na drodze stanął
mi samochód.
– Pytałem, czy będziesz
grzeczna? – powiedział spokojnie, składając pas na pół.
– Będę – nie wierzyłam,
że przeszło mi to przez gardło. – A ty i tak jesteś frajerem –
dodałam przez zaciśnięte zęby.
– W takim razie proszę tutaj
– przywoływał mnie do siebie palcem wskazującym. Wystraszyłam
się. Myślałam, że kiedy powiem, że będę grzeczna, to już mnie
nie uderzy. Narodził się we mnie nowy bunt.
– Nie ma mowy –
powiedziałam, odruchowo zakrywając pośladki dłońmi.
– Dlaczego? – jego głos był
spokojny i wyrozumiały, jak wtedy, kiedy wyciągał mnie związaną
z bagażnika.
– Nie pozwolę się już bić,
nie ma mowy, wybij to sobie z tej głupiej głowy.
– Nie uderzę cię, ale też
nie chce się z tobą szarpać. Podejdź.
Udzielił mi się jego spokój
Zdjęłam dłonie z pośladków i powoli zaczęłam iść w jego
stronę. W końcu zatrzymałam się przed nim, a on uśmiechnął
się.
– Pięknie, mała, a teraz
powiedz, czy bardzo boli.
– Bardzo – zrobiłam słodkie
oczka niewinnego i skrzywdzonego dziecka.
Objął mnie ramieniem w talii.
– Pokaż. – Odwrócił mnie
bokiem do siebie i zsunął mi spodnie tak, że nawet nie zdążyłam
zareagować. Przyglądał się przez chwilę, a później dodał: –
Nie jest tak źle, mała, a już się bałem, że przesadziłem.
Teraz usiądź z przodu, wolę cię mieć na oku.
– Jeszcze jakieś życzenia? –
zapytałam zadziornie, otwierając przednie drzwi i siadając na
miejscu dla pasażera. On jednak uśmiechnął się tylko i też
wsiadł do auta. Odpalił i odjechał. Milczeliśmy jakiś czas, ale
wiedziałam, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i nie pomyliłam
się.
– Mogłaś się udusić,
wiesz? Mogłaś umrzeć w tym bagażniku – powiedział z troską.
– Ale nic mi nie jest, to się
liczy.
Wiedziałam, że to głupie
tłumaczenie. Poczułam się dziwnie; nikt już bardzo dawno tak ze
mną nie rozmawiał, nikt się o mnie nie troszczył. Założyłam
nogę na nogę i położyłam dłonie na prawym udzie.
– Dlaczego wpadłaś na tak
beznadziejny pomysł? – popatrzył na mnie zdziwiony.
Najpierw wzruszyłam ramionami,
a później powiedziałam:
– Nie był taki beznadziejny,
przyjechałeś. – Teatralnie wypuścił powietrze i na chwilę
opuścił głowę, a później znowu patrzył na drogę.
– A gdybym nie przyjechał? –
zapytał nagle.
– Zadzwoniłabym do dziewczyn,
one by przyjechały – oznajmiłam równie spokojnie, jakby to była
najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– Już to widzę. Ty byś
przyjechała na ich miejscu?
– To ja jestem królową, a
nie one. Oczywiście, że by przyjechały – oburzyłam się, a
Patryk westchnął i zapytał:
– A co, gdyby się spóźniły?
Poza tym jak byś zadzwoniła z rękoma związanymi z tyłu, a
telefonem w przedniej kieszeni?
O tym nie pomyślałam,
właściwie to wcale nie brałam pod uwagę, że może mi się coś
stać. Zrobiło mi się głupio, więc odwróciłam od niego wzrok,
nic nie mówiąc. Wydusiłam z siebie w końcu smutnym głosem:
– To miałbyś mnie z głowy.
– Nadal na niego nie patrzyłam.
Słyszałam tylko, jak wzdycha.
Zapanowało milczenie. Ponownie odezwał się Patryk.
– Co ci to tak właściwie
dało? To, że przyjechałem? Dostałaś tylko w dupę. Jaki miałaś
cel takiego postępowania? – mówił tak, jakby nie mógł
uwierzyć, że zrobiłam taką głupotę, żeby zwrócić jego uwagę
na siebie.
Popatrzyłam na niego i
uśmiechnęłam się, a później powiedziałam:
– Pierwszy raz normalnie
rozmawiamy.
On też się uśmiechnął, po
czym ni stąd, ni zowąd zagadnął:
– Liczyłaś na szalony seks
na piasku czy w wodzie?
– Szczerze? – zapytałam,
nieskrępowana tym pytaniem. Zdemaskował mój plan, więc teraz
mogłam być bezczelnie uczciwa.
– Oczywiście, że tak –
odpowiedział, zdziwiony, że w ogóle zadałam takie pytanie.
– Na piasku – powiedziałam
pewna siebie, a on uśmiechnął się.
– Dobra, mała, jedziemy do
tego tatulka, odstawię cię do domu – powiedział nagle.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek
przekroczył próg mojego domu, przypomniało mi się poza tym, że
chciał rozmawiać z moim ojcem. Znając go, przeraźliwie by się
wkurzył; darłby się przez pół nocy, jaka to jestem głupia.
Musiałam jakoś się z tego wywinąć.
– Nie chcę wracać do domu, a
tym bardziej nie chcę, żebyś z nim gadał. Nie będziesz, prawda?
Tylko mnie straszyłeś?
– Dlaczego? – zapytał
zdziwiony.
– Nie lubię tam wracać, mogę
pojechać do ciebie? – Był pierwszą osobą, z którą byłam tak
szczera.
– A co, tatuś zablokuje kartę
kredytową, jak się dowie czy zamknie w domku na kilka tygodni? –
rzucił cynicznie, ale tym razem już mnie nie zdenerwował.
Przestałam na niego patrzeć, zrobiło mi się przykro.
– Nie zrobi nic, jak zawsze.
Nie chcę, żeby znowu się darł o byle gówno... Poza tym nie chcę,
żebyś go poznał. – Mój głos był smutny, dawno nie czułam się
tak beznadziejnie jak w tej chwili.
– To nie byle gówno –
orzekł, po czym dodał: – Ja na ciebie nie krzyczę, wiec powiedz
mi, po co to wszystko?
– Dla ciebie.
Nie dało się tego inaczej
wytłumaczyć. Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
– Nie rozumiem – powiedział
po chwili.
Zaśmiałam się krótko i
powiedziałam:
– Nie dziwię się, masz za
mały rozumek, żeby to wszystko pojąć – zaczęłam odzyskiwać
pewność siebie.
– To był oryginalny pomysł
na podryw, nie zaprzeczę. Ale też równie głupi. Skończ z tymi
złośliwościami, pasa jeszcze nie założyłem – zabrzmiał
groźnie, ale ja wiedziałam, że już nic mi nie zrobi.
– Teraz już wiem, że mnie
nie uderzysz, bo jest ci mnie szkoda – powiedziałam triumfalnie.
– Chcesz się rozczarować?
Powiało groźbą, ale nie
chciałam mu pokazać, że znowu udało mu się zrobić ze mnie
potulną.
– Wiem, że się nie
rozczaruję, bo nazwałam cię frajerem, a ty nie miałeś serce mnie
już bić. Spodobałam ci się, co?
Mimika jego twarzy nic nie
zdradzała.
– Teraz to nie ma znaczenia –
stwierdził bez emocji, bez wyrazu.
– Jak to nie ma? – Zaskoczył
mnie; czułam się tak, jakby zabrakło mi powietrza.
– Wracasz do domu, a ja do
pracy. Mam zastępstwo tylko na dwie godziny. Zapnij pasy –
powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwów.
Przewróciłam oczami i zapięłam
pasy, ale nie chciałam żeby odwoził mnie do domu. Musiałam
działać.
– To lepiej pojedźmy od razu
do twojej pracy. Nie chcę wracać do domu – dało się wyczuć
błagalną nutę w moim głosie.
– Nie interesuje mnie to.
– Proszę cię, nie każ mi
tam wracać! – złapałam go za rękę. Ostatnim miejscem, w jakim
chciałam się teraz znaleźć, był mój dom.
– Wolisz poczekać na mnie u
mnie? – zapytał zdziwiony, całkiem normalnym, już nie szorstkim
głosem.
– Tak! – powiedziałam
uradowana i uśmiechnęłam się.
Najpierw odwiózł mnie do
swojego mieszkania, a później popędził do pracy. Zostawił mnie u
siebie z zapewnieniem, że niedługo wróci. Podziwiałam porządek,
jaki miał w pokoju; nawet ja takiego nie miałam. Czekanie na niego
dłużyło mi się, ale jakoś nie wyobrażałam sobie teraz stąd
wyjść. Starałam się nie siedzieć, raczej stałam albo leżałam
na brzuchu. Pupa nadal bolała i była ciepła. Dostałam SMS-a od
Dominiki; chciała wiedzieć, jak mi poszło. Napisałam jej, ze
inaczej niż planowałam, ale też nie najgorzej oraz że wszystkiego
się dowie, kiedy wyjdę od Patryka. Nie mogła uwierzyć w to, że
tam siedzę. Urwałam SMS-y z Domi, kiedy usłyszałam
charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Czekałam, siedząc na
łóżku i dwóch miękkich poduszkach. Patryk pojawił się w
drzwiach z talerzem w dłoni.
– Głodna? – zapytał z
uśmiechem.
– To zależy.
– Od?
– Od tego, co na tej pizzy
jest.
– Szynka, pieczarki i ser –
wyliczył, a później popatrzył na mnie, czekając na reakcję.
– To nie, dzięki.
– Wegetarianka? – zapytał,
odkładając pizzę na nocny stolik i siadając obok mnie.
– Tak. Nie będę zjadać
zwierząt hodowanych w tragicznych warunkach tylko po to, żeby
człowiek mógł je zjeść – wyrecytowałam wyuczoną formułkę.
– Wybacz, ja lubię te
zwierzaki, tak więc zjem. To na co masz ochotę?
– Ochotę... ochotę to mam na
ciebie – powiedziałam, zbliżając się do niego i kładąc mu
dłoń na klatce. On jednak zdjął z siebie moją dłoń.
– Przestań. Nie lubię
przypadkowego seksu. I szanuj się. Proponuję surówkę. Jest w
lodówce. Idź i sobie weź.
Nie zamierzałam przestać,
zawsze osiągałam swój cel, a teraz moim celem był on.
– Nie będzie przypadkowy,
będzie cudowny… – mój głos stał się uwodzicielski, znowu
położyłam mu dłoń na klatce i zaczęłam przesuwać ją w dół.
Wtedy uderzył mnie w wierzch dłoni, a ja odskoczyłam od niego i z
wyrzutem krzyknęłam: – Przestań, to boli! Nie umiesz być
delikatny czy co?
– Umiem.
– Coś nie widzę –
powiedziałam z zarzutem.
– Ale zachowuj się – dodał
groźnie.
– Czujesz się
dowartościowany, że mi odmawiasz? I nie chcę twojej pieprzonej
surówki! – Obrażona skrzyżowałam ręce na piersiach i
odwróciłam się do niego plecami.
– Nie lubię przypadkowego,
nic nieznaczącego seksu, już mówiłem – powiedział spokojnie i
zaczął jeść pizzę. Znowu udało mu się mnie wkurzyć.
– Oczywiście! Każdy facet
lubi seks! Może z tobą naprawdę jest coś nie tak, co? Może te
plotki to prawda? – podniosłam głos, a on przełknął pizzę i
zapytał:
– Jaki plotki?
– Nieważne – znowu usiadłam
obrażona.
– Te twojego autorstwa?
– Co? Jakim prawem mnie
oskarżasz? Masz niby na to jakieś dowody? Co? – Wiedziałam, że
to prawda, ale musiałam grać. Nie mogłam mu pokazać, że ma
rację.
– Słyszałem. Każdy mówi za
twoimi plecami, że dostałaś kosza i musiałaś to jakoś wyjaśnić.
A ja, wystawiając cię za drzwi, byłem po prostu zmęczony –
powiedział spokojnie, zbijając mnie trochę z tropu.
Nie dałam się jednak i dalej
brnęłam w swoje kłamstwo. Poza tym wkurzył mnie, sugerując, że
ktoś śmiał mnie w ten sposób obgadywać.
– Ciebie to już naprawdę
powaliło?! To ja ustalam zasady, ja obgaduję! Jestem królową,
nikt mi się nie naraża, rozumiesz?
– Oczywiście, że rozumiem.
Ty ustalasz zasady gry, w którą ja nie gram. – Jego spokój był
prowokujący.
– Nawet nie wiesz, że w nią
grasz.
– Sądzisz że tupniesz nóżką
i pójdziemy do łóżka? – zakpił.
– Przecież wiem, że tego
chcesz! Widzę to, ale opierasz się, bo tak wypada? A może chcesz
mi zrobić na złość, co? Pragniesz mnie, jak każdy! Nie wmawiaj
sobie, że tak nie jest! – Wzburzona, zaczynałam tracić nad sobą
kontrolę.
– Jesteś ładna i zgrabna,
nawet cię lubię i masz seksowny tyłek. Ale wolałbym iść do
luksusowego burdelu niż zrobić to z rozpieszczoną gówniarą,
którą bezbłędnie grasz.
Kolejny raz tego dnia miałam
ochotę zrobić mu krzywdę, uderzyć, popchnąć, cokolwiek!
– Takich frajerów jak ty nie
wpuszczają do burdeli! Poza tym nie jestem gówniarą, ty ... Ty
jesteś jakiś popieprzony, wiesz? Masz się za jakiego psychologa
czy coś? – Udało mi się go w końcu wyprowadzić z równowagi.
– Grzeczniej, proszę. I
zmykaj do domu. Kluczyki są na komodzie w przedpokoju –
powiedział, wskazując mi drzwi.
– Masz na mnie ochotę,
oszukujesz sam siebie! Grzeczniej, proszę – przedrzeźniłam go. –
Uważasz, że się ciebie boje, debilu? Grubo się mylisz! Nigdzie
się stąd nie ruszam, zapomnij! – Ostentacyjnie rozsiadłam się
na łóżku, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na
piersiach.
– Nie pozwolę się obrażać
we własnym domu!
– Pff! – przewróciłam
oczami i zaczęłam nerwowo ruszać nogą.
– Albo wyjdziesz, albo niech
cię tatuś odbiera – mówiąc to, wyciągnął tę samą
wizytówkę, którą znalazł w moim samochodzie.
– Możesz sobie dzwonić.
Teraz i tak nie odbiera już telefonu służbowego, jest za późno.
– To był blef, ale zabrzmiał prawdziwie.
– W takim razie sprawdzimy. A
jak nie odbierze, napiszemy mu SMS-a, by rano cię stąd zabrał.
Szybko podniosłam się z łóżka
i podbiegłam do niego. Próbowałam mu wyrwać wizytówkę.
– Przestań, rozumiesz! Nie
traktuj mnie jak gówniarę! Ojciec i tak nie przyjedzie, ma na mnie
wyjebane, rozumiesz, kretynie? – krzyczałam na niego rozeźlona.
– Traktuje cię tak, jak się
zachowujesz. A ty robisz wszystko, by zwrócić na siebie jego uwagę.
– Jak ty mnie cholernie
wkurwiasz! – krzyknęłam i zaczęłam go bić pięściami po
klatce, tłukłam na oślep, nie patrząc, gdzie biję. Wtedy mnie
zaskoczył. Przyciągnął mnie za ramiona i mocno przytulił.
Zaczęłam w złości powtarzać w kółko: – Nie! Przestań! Daj
mi spokój! Nienawidzę cię tak samo jak jego! Puść! – Głos
zaczął mi się łamać; nie wiedziałam, czemu tak na to wszystko
reaguję. Nie rozumiałam tego, co się działo. Rzucałam się, gdy
on tymczasem, wciąż tuląc mnie do piersi, powtarzał szeptem:
– Uspokój się, już dobrze.
Już dobrze. Ciii…
– Puść, proszę cię. –
Przestałam się rzucać, teraz już tylko ciężko oddychałam. –
Dlaczego to robisz? – zapytałam szeptem.
– Co dlaczego robię?
– Dlaczego mnie zbiłeś,
czemu mnie przytulasz... Nie rozumiem, czemu tak mnie traktujesz...
Już nic nie rozumiem, puść mnie! – próbowałam zrobić coś,
żeby mnie puścił, poczułam bowiem łzę, spływającą po lewym
policzku. Nie chciałam przy nim płakać, ale to było o wiele
silniejsze ode mnie. Pierwszy raz nie umiałam nad sobą zapanować.
– Nie skrzywdzę cię, na
plaży też nie chciałem cię skrzywdzić. Zbiłem cię, bo
zasłużyłaś i tego potrzebowałaś – mówił spokojnie, nadal
trzymając mnie w objęciach. Łzy spływały coraz częściej.
– Puść mnie… –
powtarzałam szeptem jak płyta, która się zacięła.
– Teraz cię przytulam, bo
tego teraz potrzebujesz.
– Ale ja nie chcę... Puść...
Potrzebuję ciebie... – płakałam, a on głaskał mnie po plecach.
– Jak się uspokoisz, to
porozmawiamy, teraz już ciii
Przytuliłam głowę do jego
klatki i pozwoliłam łzom płynąć; nie starałam się ich już
powstrzymać. Czułam jego obecność, ciepło i troskę. Już nie
chciałam go bić, nie byłam zła. Nie myślałam o tym głupim
zakładzie. Tylko on zajmował moje myśli. Czułam się strasznie
zmęczona. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu tego dnia, było
nowe albo dawno zapomniane. Patryk przytulał mnie, głaszcząc po
plecach. W końcu usnęłam. Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się
w jego łóżku. Obudziłam się wtulona w niego. Patrzył na mnie.
Pogłaskał mnie po głowie i wstał. Powiedział, że idzie pod
prysznic. Wtedy przypomniał mi się zakład. Nadal miałam szansę
go wygrać. Zerwałam się i zaczęłam szukać telefonu Patryka.
Znalazłam go w spodniach, leżących na krześle. Napisałam SMS-a:
Jeszcze z nikim nie uprawiałem tak dzikiego, spontanicznego i
szalonego seksu. Było cudownie, liczę na to, że dziś też się
widzimy. I wysłałam do siebie. Oczywiście usunęłam go z jego
skrzynki nadawczej. Zebrałam swoje rzeczy i zanim Patryk wyszedł
spod prysznica, już mnie nie było.
Powyższe opowiadanie to tylko
fragment większej całości. Seria „PDS” liczy sobie kilkanaście
części, a każda z nich ma około stu stron. Jeśli ktoś miałby ochotę
zapoznać się z innymi fragmentami lub zakupić, którąś z części,
to wszystkie informacje znajdzie pod tym linkiem: „Przepustka dla szczęścia”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz